Porozumienie ramowe w sprawie stawek celnych między Unią Europejską a USA kończy wielomiesięczny okres niepewności na rynkach, spowodowanej zapowiedziami podwyższenia ceł przez prezydenta Trumpa. Ursula von der Leyen podkreśliła, że porozumienie przywróci stabilność: „Zapewni ono bezpieczeństwo planowania. Jest to bardzo ważne dla naszych przedsiębiorstw po obu stronach Atlantyku”. Osiągnięte porozumienie jest lepsze niż dalszy brak porozumienia, jednak uldze związanej z faktem towarzyszą poważne obawy płynące z kręgów niemieckiej gospodarki.
Wzrost stawek celnych dla towarów z UE
Porozumienie ramowe zakłada wprowadzenie 15 proc. ceł na większość europejskich towarów wysyłanych do USA. To wprawdzie mniej, niż początkowo zapowiadane 30 procent, ale znacznie więcej niż stawki obowiązujące przed objęciem urzędu przez prezydenta Trumpa, które wynosiły od 2 do 5 procent, przy czym niektóre towary były wolne od ceł.
Unia Europejska kupi ponadto amerykańską energię za 750 miliardów dolarów i zainwestuje w USA dodatkowe 600 miliardów dolarów. W kwestii stali i aluminium umowa między UE i USA pozostaje niezmieniona, co oznacza 50-procentowe stawki celne.
Szczegółowe warunki porozumienia będą jednak jeszcze dopracowywane. Obciążenie dla europejskich eksporterów stali i aluminium może się zatem zmniejszyć, bo wciąż trwają negocjacje w sprawie kontyngentów celnych objętych zerową stawką na te produkty. Przedmiotem dalszych uzgodnień będą także cła na produkty farmaceutyczne. Niektóre produkty pozostaną wolne od ceł, np. półprzewodniki.
Skutki dla europejskiej gospodarki
Wzrost średniej amerykańskiej stawki celnej dla towarów europejskich w porównaniu z początkiem roku, czyli przed drugą kadencją Donalda Trumpa, wyniesie około dziesięć punktów procentowych. To odczuwalne obciążenie dla europejskiej gospodarki, ponieważ USA są najważniejszym rynkiem zbytu dla tutejszych eksporterów. Ponad 500 miliardów euro, czyli około 20 procent całkowitego europejskiego eksportu, trafia do USA.
Głównym punktem spornym były do ostatniej chwili specjalne cła na europejskie samochody. Zwłaszcza Niemcy nalegały na ich obniżenie. Obok produktów farmaceutycznych i maszyn, samochody są głównym towarem eksportowanym przez Niemcy do Stanów Zjednoczonych. Te trzy grupy stanowią łącznie 57 procent niemieckiego eksportu do Stanów Zjednoczonych.
Amerykańskie cła uderzają w dotknięty kryzysem niemiecki przemysł motoryzacyjny w fazie „największej transformacji w historii”, jak stwierdziła Hildegard Müller, prezes Niemieckiego Stowarzyszenia Motoryzacyjnego (VDA). Branża stoi wobec takich wyzwań jak rozwój elektromobilności czy digitaliacja, a presja ze strony konkurentów pozaeuropejskich jest ogromna. Według danych VDA roczne koszty, które przedsiębiorstwa niemieckiego przemysłu motoryzacyjnego będą zmuszone ponieść z tytułu dodatkowych ceł, sięgną miliardów euro. „Ostatecznie to konsumenci będą musieli zapłacić rachunek”, powiedziała Müller. Negatywne skutki dla niemieckiej branży motoryzacyjnej odbiją się także na jej polskich kooperantach i poddostawcach.
W przypadku Niemiec porozumienie celne spowoduje spadek realnego PKB o 0,15 procent w perspektywie jednego roku, jak prognozują wstępnie ekonomiści Instytutu Gospodarki Światowej w Kilonii (IfW). Obciążenie to pojawia się w momencie, gdy Niemcy borykają się ze słabym wzrostem gospodarczym. Negatywne skutki ceł zamortyzują częściowo impulsy fiskalne i program pobudzenia gospodarki ze strony niemieckiego rządu. W przyszłym roku spodziewane jest znaczne przyspieszenie wzrostu w Niemczech - do jednego procenta lub więcej.
„Asymetryczne porozumienie” z USA zamiast wojny celnej
Porozumienie pozostawia niedosyt. Wskazywany jest brak symetrii w obciążeniach, UE nie nałożyła bowiem ceł wzajemnych na produkty z USA. Kanclerz Merz nazwał porozumienie „asymetrycznym” i stwierdził, że będzie stanowić „znaczące obciążenie” dla niemieckiej gospodarki. Podobnie, jak wielu europejskich przywódców politycznych, realistycznie zaznacza jednak, że inne porozumienie nie było obecnie możliwe. Wynegocjowane warunki są lepsze niż wojna celna, która groziła UE. Podkreśla się w tym kontekście także wagę stosunków transatlantyckich, m.in. w dziedzinie obronności.
Kompromis jest jednak trudny. Niemieckie Stowarzyszenie Handlu Zagranicznego zaznacza, że porozumienie „odbije się ujemnie na wzroście gospodarczym, dobrobycie i miejscach pracy”.
Czy można założyć, że obecne porozumienie będzie trwałe? Helena Melnikov, dyrektor generalna Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej (DIHK), ocenia porozumienie jedynie jako „pierwszy krok” w kierunku kompleksowej i sprawiedliwej umowy handlowej. Stabilizuje ono sytuację dla przedsiębiorstw, oddalając groźbę wojny handlowej, jednak wiele punktów wymaga doprecyzowania.
„Niemiecka gospodarka może sobie poradzić z 15-procentowymi cłami”, twierdzi natomiast Clemens Fuest, prezes Instytutu Ifo w Monachium, zaznaczając jednocześnie, że mogą one wpłynąć na obniżenie eksportu o około 15 procent. Negatywne skutki może skompensować podniesienie produktywności oraz poszukiwanie nowych rynków zbytu. Prawie 90 procent niemieckiego eksportu trafia do innych regionów świata, znaczący potencjał drzemie zwłaszcza w rynkach takich jak Ameryka Południowa, Azja i Australia, obecnie prowadzone są między innymi negocjacje m.in. z Indiami i Indonezją. Wielu ekspertów wskazuje także na potrzebę konsekwentnego rozwijania rynku wewnętrznego w ramach UE, liczącego ponad 450 mln konsumentów. Nadal istnieje na nim wiele barier, odbijających się negatywnie na gospodarce.
Ekonomiści są zgodni: ograniczanie wolnego handlu to rozwiązanie, za które zapłacą wszyscy uczestnicy rynku, ostatecznie także USA. W tym duchu wypowiedział się federalny minister finansów, Lars Klingbeil: „Zasadniczo jestem przekonany, że cła szkodzą gospodarce po obu stronach Atlantyku. Potrzebujemy niskich ceł i otwartych rynków”.